piątek, 18 grudnia 2015

10.Kiepski z Ciebie kłamca.

-Gdzie byłaś?-usłyszała po wejściu do domu.-Nic nie mówiłaś.
-Przepraszam ,ale to było bardzo ważne.
-Następnym razem mów.-rodzicielka mówiła dalej.-Nie odbierałaś.
-Zostawiłam telefon w domu.
-Martwiliśmy się o Ciebie.
-Martwcie się o siebie.
-Laura...
-Tak ,o siebie. Nie o mnie. Bo jak umrę to kim się zajmiecie? Zajmijcie się sobą. Nie zwracajcie na mnie uwagi.-łzy poleciały z jej oczu.
Mama podeszła do niej i ją przytuliła. Laura zaczęła zanosić się płaczem.
-Nie chcę umrzeć.-wyszlochała i zaczęła się dławić. Po chwili otworzyła szeroko oczy i nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Otworzyła usta ,ale to nic nie dawało. Próbowała złapać powietrze ,lecz nie potrafiła. A gdy jej się to udało ,to ból nie pozwalał jej na złapanie kolejnego oddechu. Widziała tylko jak jej mama coś krzyczy ,a tata łapie za telefon. Ale nic nie słyszała. Obraz stopniowo się zamazywał ,a po chwili zrobił się całkowicie czarny.
***
  Powoli otworzyła oczy ,lecz od razu je zamknęła. Znów ta biel ,która raziła jej oczy po przebudzeniu przez kilka tygodni.
Rozejrzała się dookoła i zaczęła krzyczeć. Potworny ból powrócił. Do sali wbiegł Marcel i wstrzyknął jej coś do kroplówki. Usiadł obok i złapał ją za rękę, patrząc ciągle na aparaturę.
-Spokojnie.-spojrzał na nią. Była zapłakana. Jej czerwone od płaczu oczy wyróżniały się na tle blado białej twarzy. Na sam widok jej stanu bolało go serce. Po chwili zaczęła się uspokajać i była w stanie powiedzieć:
-Gdzie moi rodzice? 
-Rozmawiają z doktorem. 
-Ile czasu tu leżę?-zamknęła oczy tłumiąc resztkę bólu.
-Dzień.
-Laura!-usłyszała dobrze znany jej głos. Do sali wpadła zapłakana Lena.-Przyleciałam jak tylko szybko mogłam.-usiadła obok Laury i złapała ją za rękę.-Nie wierzę ,to nie może tak być.
-Lena...
-Przecież coś można zrobić ,na pewno. Może w Londynie? Wypytam i...-spojrzała na nią i przetarła łzy.-Przepraszam.
***
-Wstawaj wstawaj.-usłyszała.-Nie śpij.-otworzyła oczy i od razu go poznała.
-Michał?
-A kto?-uśmiechnął się.
-A co ty tu robisz?
-Przyjechałem Cię odwiedzić.
-Kiepski z Ciebie kłamca.
-No dobra ,może nie przyjechałem tu specjalnie dla Ciebie. Ale zobaczyłem tego Dawida czy jak mu tam i postanowiłem zobaczyć co on tu takiego robi.
-A co ty tu takiego robisz?-powiedziała ,a on odwrócił wzrok.
-Może trochę mi się pogorszyło.
-A czegoś w życiu jesteś pewien? Bo może to wiesz...

-Tak ,wiem. Pogorszyło mi się. O jakiś miesiąc. A ty co tutaj robisz?
-Chyba zaczynam wiedzieć jak się czujesz. Wiesz ,z tymi płucami.
-Cholera ,chociaż raz możesz ze mnie nie ściągać?-zaśmiał się. Siedział przygarbiony i ręce kurczowo trzymał przy brzuchu. Bolało go. Dobrze to maskował ,bardzo dobrze.-Wiesz co?-spojrzała na niego pytająco.-Życie to wredna suka.-kaszlnął po raz kolejny.Robił to co chwila ,zatykając przy tym usta chusteczką ,która coraz bardziej przesiąkała krwią.-Powiesz mi ,dlaczego my? Dlaczego siedzimy tutaj zamiast składać papierów na studia? Dlaczego nigdy nie zobaczymy jak to jest mieć wykład? Dlaczego za miesiąc nas tu nie będzie? Dlaczego akurat zima?-przeczesał ręką włosy. Ta czynność również powtarzała się regularnie.-Dlaczego nie lato? Skłamałem.
-Co?
-Kłamałem. Na spotkaniu grupy. Kłamałem. Raka mam od pięciu lat ,nie od roku. Podobno udało się go usunąć. Ale nie. Po trzech latach remisji... wróciło. Milion razy gorsze. Chemia to przy tym nic. Nie spałem po nocach. Budziłem się i nie mogłem oddychać ,dusiłem się własną krwią. Prawie co wieczór. Wyobrażasz sobie czuć się tak jak ty ostatnio ,ale prawie codziennie? Dostawałem morfinę. Potem nie mogłem bez niej wytrzymać. Próbowałem nawet popełnić samobójstwo jakiś rok temu,ale skoro teraz tu siedzę to nie za bardzo mi się powiodło. Wziąłem tabletki ,ale nie spodziewałem się tego ,że tata wróci po dokumenty dla mamy.-przerwał mu potworny kaszel ,lecz zaraz kontynuował.-Chcę już umrzeć. Żeby to wszystko się skończyło. Ale wiesz co? Gdy poznałem Ciebie ,wiedziałem ,że będziesz moją bratnią duszą. I pierwszy raz od wielu lat pomyślałem ,że jednak fajnie by było jeszcze trochę pożyć. Tyle że bez bólu. Kto by nie chciał żyć bez bólu? Wiele osób tak żyje nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czy to fair?
-Nie.
***
-Absolutnie ,totalnie ,bez precedensu : NIE.-powiedziała i złapała się za głowę.-Zwariowałaś?!
-Nie ,nie zwariowałam. Potraktuj to jako...moje ostatnie życzenie.
-Laura...
-Proszę. Lena się przyłączy ,prawda Lena?-zwróciła się do siostry.-Prawda Lena?
-Prawda.
-I Marcel.
-Co?-Lena automatycznie wstała z fotela.-O nim nie było mowy...
-Ale się zgodził.
-To widzę ,że już wszystko zaplanowane.-mama ciężko westchnęła.-Ale skoro wszyscy-nawet tata-są na tak ,to... Ja te...-nie zdążyła dokończyć,ponieważ Laura rzuciła jej się w ramiona i dziękowała.
-Ale Michał ma o niczym nie wiedzieć.
***
-Zwariowałaś?-powiedział chłopak.-Gdzie ty mnie prowadzisz w ogóle?
-A tutaj.-wskazała na duży budynek przed nimi.-Jakbyś nie wiedział ,to jest lotnisko.
-Ale po co my tutaj? Laura ,idziemy.-był coraz bardziej wyczerpany. Burza energii ,którą widziała podczas pierwszego spotkania zniknęła. Miał problemy z chodzeniem i musiał korzystać z butli tlenowej.-Co ty chcesz mi zrobić? Chcesz mnie zgwałcić? Chcesz zgwałcić niepełnosprawną osobę? Tylko po to ,żeby móc parkować na kopercie? Laura!
-Zamknij się.
-Dobra.
-I wchodź.
-Dobra.-weszli do środka i ich oczom ukazali się ludzie ,a wśród nich Lena ,Marcel ,rodzice Michała i Laury oraz ... Dawid!-A co tu się odbywa?-zapytał zdziwiony.
-Więc ,Michał. Nie lubisz zimy. Więc lecimy. Masz pozwolenie.

_____

Pokochałam Michała ,seriously :D

sobota, 5 grudnia 2015

09.Tylko się pośpiesz ,bo w każdej chwili mogę zniknąć

-Chwila chwila chwila.-machnęła ręką.-Jaki pocałunek?
-Ty nic nie pamiętasz?
-No jak widać - nic.
-Wszystko Ci opowiem.-uśmiechnął się i zaczął opowiadać wszystko z najmniejszymi szczegółami.
*Kilka dni później*
   Udała się z Dawidem na polecone przez Marcela spotkanie ,na którym każda osoba z nowotworem opowiada swoją historię. Nie widziała w tym sensu ,ale podobno to bardzo pomaga. A ona nie miała i tak nic lepszego do roboty. Już wolała posiedzieć niżeli leżeć w szpitalnej kołdrze i słuchać odgłosów białego piekła.
Budynek był gdzieś nieopodal centrum ,nie wiedziała dokładnie gdzie. W środku było kilka pomieszczeń. Nie poznała dokładniejszego sensu pozostałych ,lecz dokładnie zapamiętała wygląd pomieszczenia ,w którym siedziała. Krzesełka ustawione były w kółko i gdyby nie ogolone głowy ,wyglądałoby to jak spotkanie anonimowych alkoholików. Wszyscy bali się odezwać.
-Jestem Hubert-przedstawił się najstarszy z osób w pomieszczeniu.-Mam 27 lat. Od 2 lat jestem w remisji. Gdy miałem niecałe 23 lata zdiagnozowano u mnie raka kości.Zaczęło się od bólu i złamania. Amputowano mi nogę.-podciągnął nogawkę w górę i ukazała nam się jego proteza.-Ale miałem przy sobie bliskich i to dzięki nim udało mi się wyjść z choroby. A teraz słucham Was ,bo rozmowa jest najważniejsza.-popatrzył na dziewczynę o blond włosach.-Może ty? Po kolei ,od Ciebie-uśmiechnął się.
-Jestem...Ania. Mam 15 lat. Rok temu zdiagnozowano u mnie przewlekłą białaczkę szpikową.
  Białaczka ,szpiczak ,rak kości ,białaczka ,rak kości ,białaczka ,białaczka.
-Jestem Michał ,mam 19 lat i kilka miesięcy temu zdiagnozowano u mnie raka płuc. Zaczęło się to gdy miałem 18 lat i trafiłem do szpitala z podejrzeniem zapalenia płuc. Okazało się,że to rak.-zaśmiał się i przeczesał włosy.-Moja szansa na przeżycie to jakieś -5%.Dlatego staram się korzystać z życia.-kaszlnął.
  Ten chłopak ją zaintrygował. Był niesamowicie przystojny i skądś go znała. Jego podejście do choroby ,a raczej całkowite jej ,,olanie'' (z zewnątrz to tak wyglądało) sprawiała ,że to w jego towarzystwie chciała umierać i jednocześnie słuchać jego żartów w stylu ,,Idzie rak ,nieborak''.
Teraz jej kolej.
-Jestem Laura ,mam 19 lat. Jakoś w listopadzie zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę szpikową ,a dzień po studniówce mnóstwo przerzutów. Zaczęło się to podczas próbnej matury ,gdy zemdlałam i zaczęłam krwawić z nosa ,uszu ,oczu. Moje szanse na przeżycie.-spojrzała na jej przedmówcę.-Jakieś -5%. -uśmiechnęła się do niego ,a on odwzajemnił jej tym samym.-Ale lekarze mówią że 45%. gdy podejmę się leczenia.-zdecydowała,a raczej zmieniła zdanie.-Ale po co marnować leki na siebie ,gdy ktoś inny może z nich skorzystać?
Nie podda się leczeniu.
Po wyjściu z sali ,Dawid od razu złapał ją za rękę.
-Co ty gadasz?-powiedział lekko zdenerwowany całą sytuacją.-Jakie marnowanie leków? Jakie -5%? Laur...-przerwała mu pocałunkiem.
-Chciałam zobaczyć ,jak to było. Wiesz ,na studniówce.
-Laura ,nie zmieniaj te...
-Cześć.-podszedł do nich chłopak z rakiem płuc.-Michał.-obydwoje spojrzeli na niego.-My ,minusowi powinniśmy lepiej się poznawać.-uśmiechnął się.-Spotkamy się jeszcze kiedyś?-wręczył mi kartkę.-Tylko się pośpiesz.-nachylił się nad Laurą i szeptał.-Bo w każdej chwili mogę zniknąć.-odsunął się i zaczął kaszleć. Gdy przestał ,dopowiedział.-To normalne.-i odszedł tak ,jakby takie rozmowy prowadził codziennie.
-Co to było.-powiedział Dawid ,a Laura pociągnęła go za rękę i udali się w stronę wyjścia.
W pewnym momencie dziewczyna przystała i złapała się za głowę. Dryja spojrzał na nią z niepokojem.
-Laura ,coś się stało?
-Nie ,po prostu zabolało.-dłoń trzymała na na czole.-Tak , po prostu boli mnie głowa.-zbledła jeszcze bardziej , o ile to w ogóle było możliwe.
-Mam nadzieję ,że o tym marnowaniu leków tylko żartowałaś.
-Chodźmy ,bo robi mi się zimno.
-Laura ,nie zmieniaj tematu.-wsiedli do samochodu.
-Nie zmieniam tematu.
-Zmieniasz.
-A dlaczego się tak mną przejmujesz? Nie jestem jedyna. Dam sobie uciąć rękę ,że teraz ktoś inny umiera na raka. Dlaczego ja miałabym z nim wygrać? Dlaczego mieliby wyleczyć mi białaczkę i miliony przerzutów? Nie chce leżeć osiem miesięcy w szpitalu i umierać ,podczas gdy mogę przed dwa siedzieć w domu i wrócić do normalnego życia chociaż na chwilę? Czy Ci to zrobi różnicę? Przeniesiesz się z Rzeszowa do innego klubu i o mnie zapomnisz ,poznasz jakąś dziewczynę ,która będzie zdrowa i nie będzie umierać.I nie będziesz musiał się nad nią litować-w jej oczach pojawiły się łzy ,a on patrzył przed siebie trzymając ręce na kierownicy.
-Wiesz dlaczego się tak przejmuje? Bo chcę spędzić z Tobą jak najwięcej czasu. Chcę ,żebyś była zdrowa, a wiesz dlaczego? Bo nikt nie zasługuje na takie cierpienie. A wiesz dlaczego jeszcze? Bo Cię kocham. Bo Cię cholernie kocham ,mimo że tak krótko się znamy. Od początku ,od samego początku. Gdy tylko zobaczyłem Ciebie wtedy na korytarzu ,to od razu się w Tobie zakochałem ,rozumiesz? Od razu! To nie jest litowanie się nad Tobą ,zrozum to. Nie wiedziałem ,że jesteś chora!
*Kilka dni później*
Na dworze było jakieś minut piętnaście stopni ,a Laura siedziała u siebie w pokoju. Wszyscy zaakceptowali jej decyzję ,mimo że tak naprawdę to wcale nie. Każdy chciał ,aby poddała się leczeniu i dała sobie szansę ,ale ona była dorosła.
Gdy sprzątała pokój chwyciła za kurtkę leżącą na oparciu krzesełka i chciała opróżnić jej kieszenie. Jej ręka zaczęła jeździć po śliskim materiale i napotkała jakiś element. Kartkę.
Otworzyła ją i przyjrzała się cyfrom. To numer. Do Michała. Kompletnie o nim zapomniała ,najwidoczniej przerzuty postępowały w strasznie szybkim tempie.
Wybrała jego numer i czekała aż odbierze. Poczta głosowa. Przypomniała sobie jego słowa ,,Tylko się pośpiesz ,bo w każdej chwili mogę zniknąć''.
Odłożyła telefon na bok i położyła się na łóżku ,ponieważ jej organizm wysłał jej znak ostrzegawczy. Zmęczyła się. Najlepiej byłoby jakby poszła spać. Ale ona nie chciała ,miała dość snu.
Na myśl o chłopaku łzy cisnęły jej się do oczu. Czy nie żył? Czy zniknięcie miało jakiś głębszy sens?
Po kilku minutach jej telefon zaczął dzwonić ,a ona poderwała się z łóżka i od razu odebrała połączenie.
-Halo?-zaczęła.
-Laura ,tak?-usłyszała znajomy już głos.
-Tak.-odetchnęła z ulgą.-Dzwonię bo...może masz ochotę pójść na kawę?
-Oczywiście ,pięknym dziewczynom się nie odmawia.-zaśmiał się.-To kiedy?
-Kiedy tylko masz ochotę.
-Za godzinę?
-Za godzinę.
-W galerii?
-Może być. Tylko bądź punktualny.-,,I nie zniknij'' pomyślała.
-Oczywiście ,że będę. To moja specjalność.
-To do zobaczenia.-powiedziała i usłyszała to samo w odpowiedzi po czym się rozłączyła.
  Godzinę później ujrzała go siedzącego w kawiarni. Podeszła do stolika i usiadła.
-Cześć.-zaczął.-Mam do Ciebie pytanie.
-Tak?-rozpięła kurtkę i delikatnie zdjęła czapkę ,aby nie naruszyć peruki.
-Ten chłopak ,który był z Tobą na spotkaniu.-uważnie przyglądał się każdemu ruchowi dziewczyny.-To Twój brat ,chłopak?
-Nie ,to nie mój brat. To ... kolega.
-To dobrze.
-Dlaczego?
-Minusowi nie powinni się przywiązywać.
-Wsparcie podobno jest ważne.
-Przepraszam ,że mówię o nas jak o rzeczach ,ale tak się u mnie przyjęło. Bo jak inaczej nas nazwać. Ile Ci zostało?
-Twierdzą ,że około dwa miesiące. A tobie?
-Około dwa miesiące.
-Fajne tematy do rozmów mamy ,prawda?-uśmiechnęła się.
-Prawda.-odpowiedział tym samym ,a jego uśmiech sprawił ,że dzień był o wiele lepszy. Jego uśmiech stał się lekiem na panujące dookoła zimno i zło.-Matury raczej nie zdamy.
Dlaczego z takim spokojem mówił o śmierci i dlaczego udzieliło się to także jej? Rozmawiali o śmierci jakby to był codzienny temat wielu ludzi ,poruszany za każdym razem przy parzeniu czy piciu kawy.
-Wiesz co najbardziej chciałbym zrobić przed śmiercią? Poczuć ciepłe słońce ,narzekać na upał. Nienawidzę zimy i nie mam pojęcia dlaczego przyjdzie mi umrzeć akurat pod jej koniec.

_________

O tak ,tak - moje życie to porażka - całkowita.